poniedziałek, 21 listopada 2011

Dlaczego jestem kim jestem, dlaczego jestem tu gdzie jestem....

Tak naprawdę, by zrozumieć, dlaczego 28-letnia, mądra, wykształcona i ładna dziewczyna w desperackim akcie krzyczy: szukam męża... należałoby cofnąć się do lat wcześniejszych.
Pytanie tylko do której dekady, do którego etapu, do której epoki...
Właściwie należałoby uczynić zaawansowaną psychoanalizę (zdecydowanie popieram w tym zakresie szkołę freudowską)...
Właściwie należałoby się zastanowić, kiedy brzydkie kaczątko staje się łabędziem, a raczej kiedy zyskuje świadomość, że zawsze nim było.
Właściwie rozważania takie powinny mieć charakter wykładu na temat analizy finansowej, i nieumiejętności tworzenia prawdziwego bilansu.
Każda młoda dziewczyna powinna zdobyć umiejętność oddzielania zysków od strat...
Stworzę wyznanie, porwane i nieułożone, bo takie było całe moje życie, bo takie nadal jest...
I mam nadzieję, że moja historia pozowli Wam, drogie panie uniknąć błędów.
Jeśli jedna z Was, dzięki nim będzie ocalona, to tak jakbym ocaliła samą siebie.

poniedziałek, 14 listopada 2011

MĘŻA SZUKAM - NA GWAŁT!!!

Jak powyżej.
Kandydat na męża musi:
- przytulać mnie i całować,
- rozgrzewać mi łapki,
- być zrównoważony emocjonalny,
- mieć wyższe wykształcenie ( lub 10 milionów w gotówce),
- przutulać mnie i całować,
- mieć pasje,
- rozmawiać ze mną czasem,
- przytulać mnie i całować.

Kandydat na męża nie może:
- chodzić na dziwki,
- podrywać i romansować z innymi,
- gapić się na ulicy na inne kobiety.

Wymagania chyba niezbyt duże, więc liczę na to, że w ciągu kilku następnych miesięcy problem będzie rozwiązany!

O tym, że kochamy świat i życie na przekór logice i faktom....

Każdy blog trzeba rozpocząć od powitania. A właściwie - może nie trzeba... tak czy inaczej, skoro już pojawiam się w tej przestrzeni i jakoś chcę dać wyraz swemu durnemu istnieniu, dzień dobry - powiem.
Dzień dobry - zakrzyknę!
Dzień dobry - huknę ogromnym głosem!!!!
Bo w tej przestrzeni, zamiast stukotu szpilek został mi jedynie - caps lock i kilka wykrzykników...
Powitanie nie będzie optymistyczne ani miłe. Każdy kto ma lat więcej niż powiedzmy 19-naście i przeszedł pierwszą burzę hormonów - zwaną dojrzewaniem - ( ci, którzy są w trakcie lub dopiero ich to czeka, powinni również zdać sobie z tego sprawę) - wie, że to dopiero był początek męki. Że wszystkie upokorzenia i cierpienia, że każda mała śmierć i każdy koniec świata, to dopiero był przedsmak tego, co w życiu dorosłym miało nadejść. Każdy ból - nie-do-zniesienia - był zwiastunem - sto razy większych boleści, które niestety da się znieść i które niestety narastają...
A my z jakiś przyczyn (może zbiorowego obłędu), tkwimy w tym bagnie, potocznie zwanym "naszym życiem". Mało tego, my z każdego dołu tworzymy wykop i krzywymi meandrami losu wydostajemy się na powierzchnię, po każdym kopie otrzepujemy tylko, płaszcz z lekka przybrudzony i nie oglądając się za siebie kroczymy ku przyszłości...
I stąd wniosek nieco karkołomny  - na przekór logice i faktom... kochamy nasze małe posrane życia...